08/06/2012
Brytyjski dziennikarz twierdzi, że syryjscy rebelianci starali się wprowadzić go na obszar ziemi niczyjej koło granicy z Libanem, aby został zabity, po czym chcieli użyć jego śmierci z rąk sił rządowych jako argumentów propagandowych.
Główny korespondent Channel 4 News, Alex Thomson, powiedział, że incydent miał miejsce w syryjskim mieście Qusair, około pół godziny drogi od zrujnownaego miasta Homs.
W artykule opublikowanym na stronie Channel 4 oraz wymianie mailowej z Associated Press, Thomson twierdzi, że on, kierowca, tłumacz oraz 2 innych dziennikarzy wracali na tereny zajmowane przez wojska rządowe, gdy ich przewodnik ze strony rebeliantów poprowadził ich w miejsce, które jak sam opisał, jest ślepą uliczką w środku „strefy wolnej od wymiany strzałów”. Rozległ się strzał, a ich samochód wykonał serię panicznych manewrów, po czym szybko wrzucił wsteczny bieg.
Thomson twierdzi, że nie wprowadzono ich w obszar ziemi niczyjej przez pomyłkę.
„Jestem przekonany, że rebelianci umyślnie zastawili pułapkę na nas, abyśmy zostali zastrzeleni przez armię syryjską”, napisał i wyjaśnił, że ich śmierć z ręki wojsk Bashara Assada zostałaby wykorzystana do nagłośnienia słuszności walk prowadzonych przez rebeliantów. „Martwi pismacy są nie na rękę dla Damaszku”.
Thomson mówi, że jemu i kolegom w końcu udało się wrócić na stronę pozycji rządowych. Potem wyjechał z Syrii. Trudno jest zweryfikować jego przekaz, bowiem w Syrii panuje chaos, ale w mailu utrzymuje, że nie ma innego wyjaśnienia tego wydarzenia.
„Powiedzieli mi – skręć w lewo. 50 jardów dalej droga była zupełnie zablokowana. Musieli o tym wiedzieć”.
Committee to Protect Journalists z siedzibą w Nowym Jorku nazywa Syrię “najbardziej niebezpiecznym miejscem dla dziennikarzy na świecie” i dodaje, że od listopada odnotowano tam przypadki śmierci 9 lokalnych i międzynarodowych reporterów.