Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości co do skuteczności funkcjonowania układu gdańskiego, zasadnie opisywanego jako mafijny, to powinien definitywnie pozbyć się ich już po pierwszych perypetiach Grzegorza Brauna i jego sztabu w kampanii wyborczej na wakujące miejsce prezydenta Gdańska po zabójstwie Pawła Adamowicza.

Dzisiaj, tj. w poniedziałek, 11 lutego 2019 roku o godz. 14-ej znany reżyser został wprawdzie zarejestrowany jako trzeci kandydat do funkcji włodarza grodu nad Motławą, lecz po pierwsze – straconych bezpowrotnie kilku dni na prawno-formalne potyczki z Miejską Komisją Wyborczą nikt komitetowi G. Brauna nie zwróci, po drugie – trzeba byłoby sporej naiwności, aby sądzić, iż była to ostatnia kłoda rzucona przez manipulatorów na drodze do demokratycznego rozstrzygnięcia. Jestem absolutnie pewien, że będą następne i to rzucane z różnych stron, trójmiejskich mediów nie wyłączając.
Dziennikarzy widziałem dzisiaj na korytarzach Urzędu Miejskiego blisko trzydziestu lecz obawiam się, że spokojnie wystarczy palców u jednej ręki aby wskazać tych, którzy argumenty i racje kandydata spoza gdańskiego układu przedstawią w sposób obiektywny.
Dość powiedzieć, że moje pytanie do przewodniczącego komisji Marka Jankowskiego, zadawałem w zupełnym osamotnieniu. A było to pytanie z gatunku szczególnie istotnych, gdyż dotyczące sędziowskiej interpretacji rubryki “adres zamieszkania”, która stała się przyczyną przesunięcia rejestracji Komitetu Wyborczego Wyborców Grzegorza Brauna aż o trzy dni.
Jeśli w opinii M. Jankowskiego pod pojęciem adresu zamieszkania należało rozumieć nie adres aktualny i faktyczny lecz widniejący w rejestrze wyborców, to dlaczego nie zaznaczono takiego wymogu np. w formie zwykłego odnośnika na druku zgłoszenia? Odpowiedzi nie zacytuję, bowiem jej pokrętność zwala z nóg nawet dziennikarza przywykłego do prawniczej demagogii.

A propos samej Miejskiej Komisji Wyborczej… Otóż w jej składzie nie sposób zbyć milczeniem osoby niejakiego Szczepana Lewny. Tematyką gdańską zajmuję się jako dziennikarz od 42 lat, toteż pamiętam, że ten pan w latach 2003-2004 jako ówczesny wiceprezydent Gdańska ds. komunalnych odegrał kluczową rolę (oczywiście, poza swoim przełożonym, P. Adamowiczem) w iście złodziejskiej prywatyzacji Gdańskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, polegającej na odsprzedaży trzech czwartych akcji tej firmy (czytaj: zapewniających pełną kontrolę) spółce… komunalnej z Lipska. Układ gdański (włącznie z policją, prokuraturą i sądownictwem) w niczym nie zakłócił jego bezkarności, a nawet – wręcz przeciwnie. Ledwie kilka lat temu zauważyłem Sz. Lewnę np. w składzie rady nadzorczej Zarządu Morskiego Portu Gdańsk.
Niewykluczone, że aktywna działalność eks-wiceprezydenta w Miejskiej Komisji Wyborczej ma zapewnić mu powrót do lat świetności. Trzeba przyznać, że jeśli tak jest, to stara się, jak może. Właśnie Sz. Lewna został zdemaskowany przez G. Brauna podczas – uwaga! – wynoszenia z pomieszczenia komisji kilkuset kart z podpisami niezbędnymi do rejestracji jego komitetu. Dodajmy, że mimo interwencji samego zainteresowanego, jak i rejestracji zdarzenia przez lokalną, niezależną telewizję rzeczone karty “oddaliły się” w nieznanym kierunku wraz z asystą funkcjonariuszy Straży Miejskiej.

Mamy zatem przewodniczącego M. Jankowskiego – na co dzień zastępcę przewodniczącego Wydziału I Cywilnego Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe w Gdańsku – który swoimi niezrozumiałymi decyzjami zdaje się iść w ślady niesławnej pamięci byłego prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku, Ryszarda Milewskiego znanego z wyjątkowego kundlizmu wobec anonimowego przedstawiciela kancelarii premiera Donalda Tuska, co udowodnił m.in. gotowością ustalenia “właściwego” terminu rozprawy i składu sędziowskiego w sprawie “Amber Gold”. Mamy też eks-wiceprezydenta Sz. Lewnę unurzanego po uszy w jawnie niemieckim geszefcie ze sprzedażą GPEC, który nie waha się nawet przed wynoszeniem dokumentacji wyborczej poza pomieszczenie komisji. Czyż w takim kontekście można uznać za przesadne obawy, co do jakości dalszej pracy gdańskich komisarzy?
A przecież nie jest powiedziane, że wyżej wymieniona dwójka nie będzie miała wsparcia w pozostałych członkach komisji. Są to – w kolejności alfabetycznej – Zygmunt Głuszcz, Grażyna Gorczyca, Ewa Jedyńska, Agata Kosteczko, Grażyna Poddubiak, Barbara Pujdak, Waldemar Raszkiewicz i Genowefa Wojciechowska. Część z nich oddelegowana została do udziału w komisji przez kandydatów określających się jako prawicowi, a nawet – po niespełnieniu warunku uzyskania 3 tys. podpisów – deklarujący pełne poparcie dla Grzegorza Brauna. I co? Otóż uchwała komisji o wstrzymaniu rejestracji jego komitetu z powodu “adresu zamieszkania” przyjęta została jednogłośnie, bez choćby jednego votum separatum, nie mówiąc o jednoznacznym sprzeciwie… Byli już zmęczeni i chcieli do domu, czy zostali czymś przekonani przez zwolenników Aleksandry Dulkiewicz, następczyni P. Adamowicza przyklepanej na prezydencką funkcję zarówno przez PO jak i PiS w ramach niezłomnego – także w Gdańsku – POPiS-owego sojuszu.

Moim zdaniem zakończony dzisiaj sukcesem proces rejestracji Grzegorza Brauna to dopiero drobna potyczka przed batalią przeciwko kandydatowi spoza układu gdańskiego. Ba, najgorsze dopiero się zacznie…
Tekst i zdjęcia:
Henryk Jezierski
(11.02.2019)
Źródło: http://moto.media.pl/g-braun-zarejestrowany-lecz-uklad-niezachwiany/
P.S. Suplement:
