„Goje to stado baranów, my zaś jesteśmy wobec nich wilkami, a wiecie wszak, co się staje z owcami, kiedy do owczarni wkradną się wilki.” (Protokół XI, Mędrcy Syjonu)
Janusz Kowalczyk
W pochlebnej recenzji książki Barbary Stanisławczyk, „Kto się boi prawdy?” niezwykle dziś modny, prof. Andrzej Zybertowicz, bez ogródek zaleca:
„ …Poszukujecie namysłu, który podtrzymuje wartości? Namysłu, który tu-i-teraz każdego z nas osadza w wielkiej tradycji Cywilizacji Zachodu, który polskość chroni i zarazem szlifuje ją do konfrontacji z wyzwaniami współczesności, to… nie wypuśćcie niniejszej książki ze swoich rąk, zanim jej nie przeczytacie….”
Nie trzeba byłoby czytać tej dla Polaków „ważnej książki” i wszystko by szło jak po maśle, gdyby nie fakt, że naprzeciw masońskim poglądom, obowiązującym dziś w tzw. „unii”, nie stały Wartości Katolickie.
Mówienie o „wielkiej tradycji Cywilizacji Zachodu” bez podkreślenia tego, że sformułowanie tylko wtedy ma sens gdy się mówi, że „cywilizacja zachodnia” powstała na gruzach średniowiecznej Cywilizacji Katolickiej (używającej w liturgii łaciny) i zniszczonej w podstępnej walce przez intelektualnych, masońskich… przodków prof. Zybertowicza.
A jeśli tak, to cywilizacja w Polsce, w której do Katolicyzmu przyznaje się przeważająca większość Polaków jest Cywilizacją Katolicką, Łacińską, stojącą w ostrej opozycji do „ wielkiej tradycji Cywilizacji Zachodu”.
PiS, udając, że reprezentuje elektorat katolicki, ostentacyjnie manifestując swoją obecność na uroczystościach kościelnych, odwołując się do religijnych symboli czy – wreszcie – występując w katolickich mediach chce doprowadzić do wytworzenia tak zwanego globalnego „rojowiska”, zamieszkałego przez ludzi o płynnej tożsamości, oderwanych od wspólnoty, od rodziny, od moralności, od cywilizacji, w których się urodzili.
Chodzi o stworzenie cywilizacji nowej, dotąd nieokreślonej, nienazwanej i niespójnej bowiem dzisiejsza ideologia liberalno-lewicowa jest zbyt chaotyczna – pora ją zmienić wg. nowych lożowych inspiracji.
Ku temu ma służyć ustawiczne ględzenie o„wartościach”- oczywiście bez wydawania się w bliższe szczegóły o jakie „wartości” chodzi.
Jeśli więc mówimy „wartości” to rozumieć przez nie należy „wartości katolickie”, a nie masońskie.
Jeśli są one masońskie, to nie są do pogodzenia z naszym katolickim, cywilizacyjnym fundamentem, który choć także poważnie zerodowany, to przecież jest zerodowany w stopniu znacznie mniejszym niż fundament „cywilizacji zachodniej” – wylęgarni największych herezji, wstrząsających Europą.
O ile mówienie o „zachodnich wartościach” jest zrozumiałe w przypadku agnostyka, prof. Zybertowicza, to jest ono nie do pogodzenia w przypadku J.Kaczyńskiego i ekipy PISu, przyznających się po cichu do „katolicyzmu”.
Można więc by się spytać dlaczego także kolejna, rządząca „elita” nie daje jasno do zrozumienia Polakom i światu, że chodzi o Wartości Katolickie? Dlaczego unika jak diabeł święconej wody jasnego stwierdzenia, że zarówno Polsce jak i Europie potrzebna jest Kontrreformacja?
*****************
Jednym z ważnych rysów katolicyzmu, jest jego stosunek do broni: człowiek jako persona ma prawo jej użyć dla obrony swego życia i swojej rodziny. Jest to jego przyrodzone prawo. Katolicyzm nigdy tego nie podważał i jest to jego Tradycja.
Demoliberalne „elity” choć masońsko głupie nie są jednak aż tak głupie by pozwolić obywatelom posiadać broń palną.
Wskazują na istnienie jasno wytyczonej granicy pomiędzy nią, a motłochem – Narodem, mającym co prawda prawo wybierania „elit rządzących” ale nie mającego prawa do obrony siebie i swojej rodziny.
Nieuzbrojonym tłumem o wiele łatwiej rządzić – „elita” nie będzie przecież kręcić bata na samą siebie.
********************
W styczniu 2017 r. J. Kaczyński spotkał się ze swoimi zwolennikami. Jedna pani, Natalia N., członek PiSu, zadała mu pytanie : ”Czy Polacy zasługują na ułatwienia w dostępie do broni?”.
Wielki obrońca „wartości”, zwracając uwagę zebranych „na czynniki kulturowe”, J.Kaczyński, odpowiedział jednym zdaniem: „Nie jesteśmy gotowi”.
Do czego „nie gotowi” ? Do tradycyjnej rozprawy z nieuzbrojonym Narodem?
Masońska dialektyka
Rozpatrzmy krótko, bez wdawania się w niepotrzebne szczegóły jakie były te „czynniki kulturowe” Polaków?
Jaka była polska, ponad 700 –letnia, Tradycja?
W wielu krajach do końca XVII w. jedynym ograniczeniem dostępu do broni była jej cena. Zarówno broń palna, której wiele części musiało być precyzyjnie wykonanych, jak i wysokiej jakości broń biała były bardzo drogie i stać na nie było jedynie szlachtę i bogate mieszczaństwo. W Polsce tego okresu nie ograniczano prawem dostępu do broni palnej. Później, gdy powstały manufaktury, produkujące broń już bardziej przemysłowo, dostępu do broni palnej nie ograniczano pod żadnym pozorem aż do czasów I rozbioru Rzplitej.
A przecież – co z lubością podkreślają, opluwający polskość historycy z lewa i prawa – był to okres kiedy w Polsce wszystkie warstwy społeczne tęgo piły. Zaś picie-twierdzą powoduje „wzrost liczby morderstw z użyciem broni palnej”.
Podobnie było w całej Europie i w Nowym Świecie: za morderstwa, napady rabunkowe popełniane przy użyciu broni palnej – jak i za pomocą cepów, noży czy piwnych kufli karano bez żadnych ceregieli: stryk, ćwiartowanie, łamanie kołem, zesłanie, napiętnowanie, długoletnie kajdany w ciemnej celi…
Były to więc naprawdę stare, dobre czasy: z mordercami się nie cackano, a królowie jej się nie bali.
Czyli Tradycją Europy było posiadanie broni palnej.
Ale po utrwalania się we Francji jakobińskich „zdobyczy Wielkiej Rewolucji”, pamiętając anty – jakobińskie powstanie w Wandei zaczęto prawa do jej posiadania ograniczać aż skutecznie utrudniono do niej dostęp.
Na krótko tę politykę przerwał Napoleon ale to była rzecz wtórna, wynikająca po prostu z uzbrojenia większości wcielonych do „Wielkiej Armii” „obywateli” masońskiego reżymu..
W Polsce masonerii nigdy nie udało się zdobyć władzy w takim stopniu jak we Francji ale..
Ale także w Polsce się zmieniło po rozbiorach Polski: masońska idea rozbrojenia groźnego tłumu głęboko zapadła w umysły zaborców. Na podstawie centralnych i lokalnych ukazów oraz postanowień miejscowych władz policji, organizowali zdawanie broni będącej w rękach społeczeństwa.
Akcje te dotyczyły zasadniczo chłopstwa i mieszczan. Na razie pozwolono szlachcie posiadać broń palną w domu.
Wydany 7 marca 1808 r. w zaborze pruskim „dekret o organizacji ministerstw” powoływał ministerstwo policji. Zgodnie z art. 65 tego dekretu policja uzyskała m.in. uprawnienia do „dozorowania nad noszeniem broni i nad sprzedażą prochu i trucizny”.
Po roku 1815 i tzw. „Kongresie Wiedeńskim”, po ostatecznym zapuszkowaniu Napoleona na Wyspie Św. Heleny, zaborcy wprowadzili bardziej restrykcyjną politykę wobec ludności polskiej. Liczne ukazy i postanowienia wydawane przez władze lokalne nakładały bezwzględny obowiązek zdawania wszelkiej broni.
Broń palną i białą mogli posiadać jedynie urzędnicy odpowiedniego szczebla wykazujący się całkowitą lojalnością wobec władz. Interesujące, prawda?
A co groziło „niepokornej” hołocie?
Za nielegalne posiadanie broni we wszystkich zaborach groziła kara konfiskaty, a w zaborze austriackim i pruskim – kara grzywny. Natomiast w zaborze rosyjskim, gdzie prawo było najbardziej restrykcyjne, także kara więzienia.
Kara była wymierzana za naruszenie zakazu i na podstawie przepisów dotyczących – uwaga na nowoczesne określenie – „zagrożenia porządku publicznego”. Nie znano samoistnego przestępstwa nielegalnego posiadania broni. Ale to się miało zmienić.
Pierwszym pełnym i nowoczesnym aktem prawnym, regulującym zasady posiadania broni, był austriacki „Patent Cesarski” z 24 października 1852 r.. o ”wyrobie, posiadaniu i noszeniu broni, tudzież handlu bronią i jej przewozie”.
Patent ten wyróżniał dwa rodzaje broni:
– „Broń dozwoloną” (omawiał to § 12), tzn. nie wykazywaną jako zakazaną, chociaż nie zostało wyraźnie stwierdzone, co zalicza się do tej broni. Można jednak wnioskować z przepisów, że były to wszelkiego rodzaju pistolety i rewolwery nie mające zastosowania wojskowego (ta była w posiadaniu zaborczej armii) oraz broń myśliwska.
Taką broń wolno było posiadać bez pozwolenia, ale na jej noszenie już potrzebne było pozwolenie –tj. wymagano jedynie posiadania „karty broni”.
– „ Broń zakazaną” (ten sam co wyżej § 2), do której przepisy „ Patentu Cesarskiego” zaliczały: „…puginały, sztylety, noże szlifowane wklęsło na kształt sztyletów, trójsieczne szpady,
trombony, tercerole (krócice), wiatrówki wszelkiego rodzaju, granaty ręczne i szklane, petardy i rakiety palne” , wreszcie „wszelką broń skrytą, a do podstępnego napadu przydatną jakiego bądź rodzaju (np. strzelby w laskach, laski ze szpadami itp. …
Do „broni zakazanej” zaliczyć także należy „…wszelkie narzędzia, których kształt pierwotny i naturalny zmieniono umyślnie, aby cięższe rany zadawać, tudzież wszelkie narzędzia ukryte, do podstępnych napadów przydatne, które według swego ustroju nie są…”
W zaborze pruskim już od początku XIX w. ukazywały się liczne, obowiązujące lokalnie zarządzenia ograniczające dostęp do broni. W zasadzie szlachta, właściciele ziemscy, przemysłowcy nie mieli ograniczeń w dostępie do broni krótkiej (pistolety, rewolwery) nie używanej w wojsku, a także broni myśliwskiej.
Broń krótką trzymano zwyczajowo w domach, bowiem na jej noszenie z czasem konieczne było pozwolenie.
W zaborze rosyjskim napięta sytuacja społeczna w zaborze rosyjskim na początku lat 60. XIX w. i coraz śmielsze wystąpienia niepodległościowe spowodowały prewencyjne działania władz w postaci akcji odbierania wszelkiej broni będącej w rękach ludności polskiej. Zapamiętajmy to dobrze : „wystąpienia niepodległościowe spowodowały prewencyjne działania władz” w postaci akcji odbierania wszelkiej broni będącej w rękach ludności polskiej.
Po upadku „Powstania Styczniowego” władze carskie w latach 1864-1865 przystąpiły ponownie do rozbrajania ludności cywilnej na mocy licznych ukazów i okólników lokalnych władz gubernialnych. W sposób systematyczny zaplanowany wyznaczone oddziały żandarmerii przeszukiwały dwory i folwarki.
Podobnie jak w 1861 r., konfiskowano wszelką broń niezależnie od jej wieku czy stanu technicznego. Właścicielom broni, w przypadkach gdy była w dużej ilości, groziła kara do 8 lat ciężkiego więzienia i konfiskata majątku. No a to „Międzywojnie”, ten okres polski Niepodległej? Jak było?
Było w nim tak: zgodnie z rozporządzeniem wykonawczym z dnia 21 maja 1920 r. w „Międzywojniu” trzeba było mieć zezwolenie wojewody i „odpowiednich władz”:
Dekret określał również, iż wszelka broń i amunicja, „na którą nie wydano pozwolenia, ulega konfiskacie.” Rozporządzenie przewidywało także sankcje karne: „ …za posiadanie broni wojskowej lub materiałów i przedmiotów służących do użytku wojskowego” – przewidywano karę do 1 roku więzienia lub grzywny do wysokości 5 tys. marek, za posiadanie broni myśliwskiej lub krótkiej palnej do 3 miesięcy aresztu lub grzywny do 3 tys. marek.
Jak za starych, dobrych czasów zaborów. Dlaczego nie?
Przecież „elity” miały dość rozumu by zauważyć jak trudno „wybić się na niepodległość” gołymi rękoma.
Na handel bronią i amunicją potrzebne było specjalne pozwolenie wydawane przez wojewódzkie władze administracyjne. Wprowadzono zakaz handlu bronią w systemie obwoźnym i podczas targów. Obowiązywała ścisła ewidencja broni i amunicji oraz osób dokonujących zakupu.
Na posiadanie i noszenie broni wymagane było pozwolenie, które powiatowe władze administracyjne mogły w każdym czasie cofnąć, jeżeli uznały to za wskazane ze względu na interes państwowy albo bezpieczeństwo i porządek publiczny.
I tak nadciągnął A.D. 1939.
Okupant niemiecki raźno zabrał się z miejsca do wyniszczania narodu polskiego. Nieposiadanie broni ułatwiło całe przedsięwzięcie: uzbrojone niemieckie młokosy z mlekiem pod wąsem łomotały w drzwi, stawiały Polaków pod murem … Innych, eskorta takich samych chłystków wywoziła do koncentraków.
Na terenach włączonych do Rzeszy obowiązywało w pełni prawo niemieckie: generalnie nie przewidywano możliwości legalnego posiadania broni przez ludność pochodzenia polskiego. Posiadaną broń należało natychmiast zdać w najbliższej jednostce policji niemieckiej.
Nielegalne posiadanie broni traktowano jako naruszenie porządku publicznego i bezpieczeństwa Rzeszy.
Tyle, że tej zdawanej broni było przeraźliwie mało bowiem Polacy nie mieli prawa jej posiadać w swoim niepodległym państwie – wcześniej zadbały o to… ich własne władze „Polski Niepodległej”.
Śmiem twierdzić, że inaczej by wyglądała niemiecka okupacja gdyby Polska była nasycona bronią i amunicją . Nie łatwo byłoby wyciągać ludzi z domów i stawiać ich bezbronnych pod murami kamienic…
Inaczej wyglądałaby sprawa polska w Powstaniu Warszawskim, w „Burzy”, gdyby broni i amunicji było pod dostatkiem…Jakie siły okupacyjne musieliby Niemcy zainstalować w Polsce? Trzy, a może i czterokrotnie większe? Nie starczyłoby im sił do okupowania całej Europy i straszna wojna skończyłaby się parę lat wcześniej….
Do takich wniosków bez trudu dojdzie nawet uczeń liceum…
A jak było na ziemiach polskich okupowanych przez Sowiety? zabierać ich gazikami do ubeckich katowni…
Odpowiem jednym zdaniem: było w niej tak samo, jak w na ziemiach polskich okupowanych przez Niemców. Dalsza analiza nie jest konieczna.
Gdy nastała kolejna „wolność”, tzn. okupacja komunistyczna, władze podeszły do spraw posiadania broni przez społeczeństwo jak każdy poprzedni zaborca.
Komuniści utrzymali w mocy…. „Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 27 października 1932 r. – Prawo o broni, amunicji i materiałach wybuchowych”.
Dekret ten z mała kosmetyką przejęła III RP i utrzymała jego przepisy po dzień dzisiejszy.
Prawo do broni reguluje się wg. tzw. „modelu oportunistycznego”.
Ogólnie można go scharakteryzować tak: osoba starająca się o broń musi spełnić wymagania wynikające z przepisów, a ponadto wskazać powód ubiegania się o pozwolenie.
Powód ten jest już jednak subiektywnie oceniany przez organ państwowy i zalicza się doń np. „ponadprzeciętny stan zagrożenia”. Takim organem , opiniującym przyznanie broni obywatelowi, jest… odpowiednia komórka policji. A więc to policja, nie Konstytucja rzekomo suwerennego państwa, choć zawłaszczonego przez zwalczające się partyjne kliki wszystkich odcieni, jest…. źródłem łaski.
Dokładnie tak samo było w Polsce rozebranej przez zaborców! Jednakże, abstrahując od policyjnych zakazów, co mówi policyjna statystyka?
Oficjalna policyjna statystyka (http://statystyka.policja.pl/st/informacje/85083,Spadek-liczby-przestepstw-z-uzyciem-broni-palnej.html) mówi nam wyraźnie, że, cytuję:
„Na przestrzeni ostatnich 10 lat zdecydowanie spadła liczba przestępstw popełnionych przy użyciu różnego rodzaju broni lub niebezpiecznych narzędzi. Są to bardzo duże spadki, na ogół kilkukrotne, np. w przypadku broni palnej spadek z 1 170 przestępstw w 2002 roku do 490 w 2012 roku, gazowej z 254 do 70, niebezpiecznego narzędzia z 6 730 do 3 053.”
Okazuje się więc, że powszechnie dostępne siekiera, młotek, gruby kabel elektryczny, nawet zwykły ołówek czy długopis wepchnięty silnie do ucha czy oka – cokolwiek twardego i spiczastego, coś, co może kupić nawet dziecko bez żadnego specjalnego pozwolenia policji, są są równie skuteczne, a przecież nie żąda się na ich posiadanie pozwolenia.
Ale typowa broń (etymologia słowa wskazuje na to, że jest przedmiot przeznaczony „do obrony” ), mogąca prosto i skutecznie zatrzymać niebezpiecznego napastnika, jest … zabroniona.
Ale przecież nie oto naprawdę chodzi.
Chodzi o to, by kontrolować społeczeństwo-by trzymać „ je za mordę.” Jest to nie tylko myślenie kategoriami zaborców ale przede wszystkim – myślenie masońskie: uzbrojony w broń białą czy palną, kierujący się Katolickimi Wartościami człowiek jest traktowany jako potencjalny wróg rządzących masońskich „elit”.
Wpada spytać czy i inne państwa europejskie, choćby te np. z „Grupy Wyszehradzkiej” idą tą samą, „polską” drogą?
O ile Polska pod rządami pseudo –liberałów z PO i takich samych pseudo -niepodległościowców z PISu skamieniał w obronie ideologii masońskiej o tyle, te tak wyśmiewane w Peerelu „Pepiki” zza Tatr, wysunęły się na… pierwszą linię … obrony Cywilizacji Łacińskiej. Niewiarygodne ale prawdziwe.
Czesi, naród o husyckiej tradycji, o którym opowiadano masę idiotycznych kawałów i posądzano o „bycie większymi komunistami niż sami Sowieci” zostawiły daleko za sobą „najsilniejsze państwo Grupy Wyszehradzkiej” – Polskę.
Z Czech niedawno dotarła do Polski wiadomość w sprawie zmiany czeskiej konstytucji. Czeskie MSW, kierowane przez (uwaga !) socjaldemokratę, Milovana Chovaneca, w dniu 15 grudnia 2016 r. zaproponowało poprawkę do czeskiej konstytucji.
Oto jej brzmienie:
„Obywatele Republiki Czeskiej mają prawo do nabywania, posiadania i noszenia broni palnej oraz amunicji w celu ochrony życia, zdrowia i mienia przyczyniając się w ten sposób do zapewnienia porządku i bezpieczeństwa jak również integralności terytorialnej, suwerenności oraz demokratycznego porządku Republiki Czeskiej. Odpowiednie przepisy określi ustawa.”
Przecieramy oczy ze zdumienia! Wyobraźmy sobie takiego przybocznego, J.Kaczyńskiego, Mariana Błaszczaka, wydającego oświadczenie w podobnym duchu…?
Zamiast niego doczekaliśmy się głośnego cmokania i bredzenia o „kulturowych czynnikach”… zakazujących Polakom posiadania broni palnej. Chociaż…” Konstytucja” mówi o rzekomym „prawie do obrony”…
Mówi ale ostateczną decyzję podejmuje jakiś całkowicie uzależniony od państwa… policjant!
Po zapoznaniu się z łatwo sprawdzalnymi faktami pozwala na wyciągnięcie jedynego, logicznego wniosku: „czynniki kulturowe” i „niewłaściwy czas” nie są wynikiem jakichś poważnych namysłów przywódców Polski ale zwykłą kopią wcześniejszych rozporządzeń kolejnych okupantów.
Niewiarygodne – ale rzecz w tym, kim jest „niepodległościowa elita”?
Niektórzy ludzie twierdzą, że „największą bolączką naszych czasów jest brak wyraźnej linii podziałów.”
Poniekąd ludzie ci maja rację jeśli przeanalizować politykę „elit” pod kątem liberalnej tolerancji, obejmującej ludzi bez przekonań, bez trwałego fundamentu światopoglądowego – tacy ludzie stanowią główny procent odpadów, płynących w „Cloaca Maxima”.
Ale nie mają jej, uważając, że ludzie „elit”, uważający, że Polacy nie mają prawa się bronić, są głupi i nie mają żadnych przekonań.
Nie maja racji gdyż takie „elity”, podbudowane bogatą zaborczą tradycją grabarzy Polski, mają na tyle rozumu by, mamiąc Naród głoszonymi hasełkami, wymachując biało-czerwoną flagą i ględząc do znudzenia o „suwerenności i potędze” , jednocześnie odmawiać mu …prawa do obrony.
Zważmy choćby na taki oto fakt: „elita niepodległościowa” (użyty przymiotnik nie ma tu większego znaczenia – może być „liberalna” czy dowolnie inna) , odmawiając Narodowi dostępu do broni, jednocześnie pozostawiła broń …swoim rzekomym przeciwnikom – byłym esbeckim kanaliom!
Mają ją w domu i nawet publicznie wygrażają swoim….dobroczyńcom, że…jej użyją..przeciw nim samym.
Na nic stałe, typowo socjalistyczno-bolszewickie podkreślanie, że „ci co nie z nami, to Targowiczanie” – Prezes, jakkolwiek by się starał przed „obywatelami”, nie stanie się wielkim Antonio Salazarem czy gen. Francisco Franco – ostatnimi obrońcami Cywilizacji Łacińskiej i Wartości.
Dzisiejsze „elity”, posiadające wiedzę o tym co potrzebne jest Narodowi kierują się nie Wartościami Łacińskimi, a zwykłym strachem. Kieruje nimi nie dobro Narodu ale paniczny strach! Obawa, że doprowadzony do ostateczności Naród, powie im w końcu – won!
I przedstawi końcowy rachunek z bronią palną w ręce.
Janusz Kowalczyk